Strona główna
Ginekolog
kapitanem
16 czerwca odbył się zjazd nawigatorów - absolwentów
PSM w Gdyni 1968. Wydarzenie to miało miejsce w Hotelu Chińskim w Łazienkach
Południowych w Sopocie.
Z ogólnej liczby osiemdziesięciu absolwentów
tego rocznika udało się ściągnąć tylko, czy też może aż szesnastu, lecz
trzeba przyznać, że była to doborowa szesnastka i dobrze reprezentowała
nieobecną resztę.
Z tych nieobecnych olbrzymia część była
akurat w dłuższych lub krótszych rejsach. Do niektórych nie udało się dotrzeć.
Kilku nie żyje.
Zwykle przy takich okazjach pisze się,
że spotkanie przebiegało w serdecznej, przyjemnej czy też temu podobnej
atmosferze. W tym wypadku można powiedzieć, że byłoby to określenie zbyt
skromne. Nastrój panował wręcz euforyczny. Było to pierwsze spotkanie w
tak licznym gronie po dwudziestu dziewięciu latach. Spora część uczestników
rzeczywiście nie widziała się ani razu przez tak długi okres. Nie przeszkadzało
to wcale w natychmiastowym wytworzeniu się wspaniałego nastroju.
Trzeba też przyznać, że uczestnicy spotkania
byli tym razem nadzwyczaj zgodni w poglądach. Wszyscy obecni byli wręcz
zachwyceni samym pomysłem zorganizowania spotkania. Obecni zresztą byli
wszyscy, którzy potwierdzili to od samego początku. Nikomu nie wypadły
nagle żadne pilne, niecierpiące zwłoki sprawy. Wszyscy z sentymentem wspominali
czasy szkoły, a szczególnie Dar Pomorza zgodnie podkreślając, że była to
wspaniała szkoła życia. Muszę tu dodać, że podczas samych rejsów na Darze
zdania na ten temat były różne. Przeważnie wręcz odwrotne. Czas jednak
wyrzucił złe strony tamtego życia ze wspomnień, a pozostały tylko te dobre
przekładające się na zdobyte doświadczenia i nabrane dobre nawyki.
Chociaż pamiętam jeszcze z tamtych lat,
że wszyscy ówcześni kandydaci i tak zwani słuchacze PSM byli autentycznymi
romantykami morza, to ostatnie spotkanie jeszcze bardziej to uwypukliło.
Z politowaniem człowiek wspomina te słowa
wielu szczurów i myszy lądowych sprowadzających zawód marynarza do li tylko
pogoni za „szybkim” i „łatwym” zarobkiem oraz chęcią szybkiego ustawienia
się finansowo. To nieprawda. W tamtych czasach nikt o tym nie mówił, ani
nie myślał. Zresztą wcale nie było to takie łatwe, przynajmniej dla przeciętnego
człowieka morza, a nie takiego który umiał i lubił „zabiznesić”.
Z drugiej strony mimo tego romantycznego
zacięcia można zauważyć, że wielu z nas próbowało czegoś innego przekładając,
przynajmniej czasowo, życie lądowe, rodzinne ponad twarde rygory życia
na morzu. Chociaż chyba źle to ująłem, gdyż nie trudna i stresująca praca
odgrywała zazwyczaj rolę, lecz właśnie konieczność rozłąki z najbliższymi.
Z szesnastki obecnej na spotkaniu zaledwie
kilku związało swą karierę tylko i wyłącznie z przemierzaniem bezkresów
oceanów. Olbrzymia większość spróbowała sił w zawodach dających możliwość
pracy na lądzie. Wśród najoryginalniejszych wymienię tu lekarza
ginekologa,wykładowcę uniwersyteckiego, czy dealera
wysokiej klasy samochodów BMW . Inni znaleźli pracę w branżach
związanych z szeroko pojętym rynkiem żeglugowym, czy okrętowym. Wymienię
tu pracę w WSM, PRS, LOT, przedstawicielstwie Chipolbroku w Szanghaju,
Agencje crewingowe, morskie ośrodki szkoleniowe, związek zawodowy kapitanów
i inne.
Spośród obecnych szesnastu większość,
bo dwunastu osiągnęła stanowisko dowódcy statku. U pozostałych czterech
lądowa część kariery przeważyła nad morską i nie uzyskali do tej pory patentów
kapitańskich. Mimo to ich związki z morzem są nadal intensywne i bardzo
żywe. Dowodem na to jest chociażby udział w omawianym zjeździe oraz przebijająca
z ich zachowań i słów nostalgia.
Dobrze zaobserwował to jeden z obecnych
kapitanów, nawiasem mówiąc ten który jako pierwszy z naszego rocznika osiągnął
szczyty kariery nawigatora, a jednocześnie działacz związku i wystąpił
z niecodzienna propozycją. Ta propozycja to nadanie honorowym tytułów kapitanów
PSM dla tych którzy nie tego stopnia zawodowego. Jak można było oczekiwać
propozycja została zatwierdzona jednogłośnie. Oczywiście waga takiego dyplomu
to tylko wyróżnienie koleżeńskie i honorowe lecz zapewne stanowić będzie
miłą pamiątkę. Pospiesznie ustalony regulamin przewiduje, że dyplom nabiera
ważności po podpisaniu go przez wszystkich dwunastu kapitanów żeglugi wielkiej
obecnych na spotkaniu. A muszę dodać, że zebranie tych podpisów zapewne
nie będzie łatwe. Ponadto dyplomy podlegają okresowemu potwierdzaniu na
kolejnych zjazdach rocznika. To wydaje się być łatwiejsze, gdyż wszyscy
wyrazili zgodną opinię, że tegoroczne spotkanie to tylko próba generalna
przed wypadającym za rok trzydziestoleciem.
Strona
główna
Strona: PSM 1965-1968