PROMOCJA
Ucieszyłem się, gdy z propozycją promocji zadzwonił do mnie Maciej Tamkun - prezes Bałtyckiego Stowarzyszenia Marynistów Mare Nostrum.
Chodziło o nową książkę "Zdążyć na czas" wydawnictwa Novae Res.
Wtedy nie wiedziałem jeszcze, jakie schody przed nami.
Po pierwsze wydawnictwo, a właściwie współpracująca z nim drukarnia zachorowała na "poślizg" i do ostatniej chwili nie wiedziałem czy zdążą z drukiem.
Ostatecznie przedpremierowe egzemplarze dotarły po południu na dzień przed promocją.
Podobne kłopoty miał wspomniany prezes Maciej. Okazało się, że zarządca umówionej sali wynajął ją przez pomyłkę również komuś innemu. Maciej sporo się nabiedził i zjadł nerwów zanim sprawę wyprostował. W międzyczasie znalazł inne miejsce, ale byłoby to rozwiązaniem niedobrym gdyż wszelkie zawiadomienia i zaproszenia zostały dawno wysłane, a zwykle tak bywa, że przy takich zmianach wiele osób się gubi i ostatecznie nie trafia do celu.
W sumie zakończyło się to w ten sposób, że sala została podzielona na połowę przy pomocy żaluzjowej przegrody i otworzono dodatkowe drzwi.
Było ciasno, ale przynajmniej oddzieliliśmy się od konkurencyjnej imprezy.
Następnie na kilka dni przed promocją zaczęły przychodzić do mnie masowo e-maile z odmowami przyjazdu. Standardowo było to: Chciałabym, ale nie mogę lub nie jestem w stanie itp.
To było jeszcze nic, ale w dzień promocji od rana rozdzwonił się mój telefon.
Zapanowała istna epidemia. A to grypka, a to chrypka, a to ząbek, a to szpital, a to ciocia, wujek i tym podobne.
Pomyślałem, ze wszystko skończy się może tak w "Czterdziestolatku" u Karwowskich, którzy urządzali rewizytę i nikt się nie pojawił, bo wszyscy poszli na konkurencyjną imprezę u ministra Zawodnego.
Nawiasem mówiąc podczas naszej promocji w tym samym czasie odbywała się inna promocja też marynistyczna w Muzeum Miasta Gdynia.
Nie zraziłem się jednak i nastawiłem na robienie dobrej miny do złej gry, jeżeli obecność byłaby szczątkowa.
Kilkanaście minut przed siedemnastą zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Najpierw zajęli wszystkie miejsca przy krzesłach przy stołach.
Po kątach w stosach po kilka stało około trzydziestu zapasowych krzeseł, które zostały rozebrane i zajęte w ciągu kilku następnych minut, potem zostały zajęte wszystkie miejsca na parapetach okien. No a reszta musiała stać. A jeszcze prezes przepraszał za opóźnienie gdyż kilka osób dzwoniło, że stoi w korkach.
Dość powiedzieć, że frekwencja mimo tak licznych odmów przeszła wszelkie oczekiwania.
Potem prezes dokonał krótkiej prezentacji autora i książki a następnie oddał autora w ręce gości.
Byłem na dziesiątkach, jeśli nie na setkach spotkań autorskich czy promocjach i wiem, że zazwyczaj pytań z sali jest bardzo mało, a czasem wcale.
Tutaj było odwrotnie - pytań było bardzo dużo. Czasami podobnych do siebie, czasami zupełnie różnych. Co ciekawe było kilka pytań zupełnie innych od tych, jakie słyszałem na podobnych spotkaniach(moich czy innych autorów w tym postaci znanych z TV i pierwszych stron gazet).
Trwało to ładny kawałek czasu. Potem były rozmowy z autorem i podpisywanie książek.
W międzyczasie na sali wytworzyło się kilka grupek i podgrupek. Znajomi z dawnych lat, którzy czasem nie widzieli się od dawna wykorzystali czas na przypomnienie sobie tychże dawnych lat.
Nawet wtedy, gdy impreza była już właściwie zakończona nadal trwały ożywione rozmowy w podgrupach.
Słowem atmosfera była wspaniała, a dla mnie osobiście wydarzenie to stanowiło wyjątkowo udany wieczór. Niech żałują ci, którzy nie dotarli.
No i właśnie dla nich jest ta próbka sprawozdania.
Dziękuję wszystkim za zaproszenie mnie oraz za liczne przybycie na promocję i okazane zainteresowanie.
Dziękuję też za wszystkie e-maile, animacje, SMSy i telefony z gratulacjami.
Copyright: Gabriel Oleszek